sobota, 17 kwietnia 2010

Tłumacząc Shakespeare'a

W trakcie researchu na temat forów poświęconych tłumaczeniom natrafiłam na bardzo interesujący artykuł na temat przekładów Shakespeare'a, dodatkowo dający wgląd w środowisko tłumaczy literackich i wydawnictw. Tekst napisany został przez Annę Staniewską, specjalistkę od dramatu elżbietańskiego i wieloletnią edytorkę tłumaczonych utworów Shakespeare'a, co stanowi wystarczającą rekomendację.
Poświęcony jest głównie ostrej krytyce przekładów Słomczyńskiego, porównuje też fragmanty jego tłumaczeń, z tymi Paszkowskiego, Brandstaettera, Berwińskiej czy Sity.


Oto fragmenty artykułu Staniewskiej:


"W sławnym obscenicznym dialogu Hamleta z Ofelią (III, 2) Hamlet mówi: 'That's a fair thought to lie between maids' legs' - co jest tak jasne, że nikt nawet nie komentuje, wszyscy tłumacze (...) przełożyli to poprawnie: 'Miła jest myśl (Miło myśleć) o leżeniu między nogami dziewcząt' lub podobnie. Słomczyński myli nieprzechodni czasownik to lie z przechodnim to lay - kłaść - i wali: 'Piękna to myśl do włożenia między nogi dziewczyny'. Pomijam już całą nierorzeczność tego zdania, ale trzeba być zupełnie wypranym z jakiejkolwiek znajomości epoki, historii, wiedzy o literaturze, żeby nie wiedzieć, że Szekspir, zawsze bardzo konkretny w swych najśmielszych nawet obrazach i metaforach, nie mógłby czegoś takiego napisać ani chyba pomyśleć; takie zdanie mógłby może napisać Różewicz czy Białoszewski, ale na pewno nie Szekspir (...)".


"W Hamlecie jeden Grabarz mówido drugiego (V, I): 'Come my spade', co znaczy: 'Dalej, do łopaty!', 'Nuże, za łopatę!', 'No, teraz za łopatę!' (przekład Chwalewika). Come oddzielone przecinkiem znaczy tyle co 'no, no', 'dalejże' lub coś podobnego - Słomczyński tłumaczy: 'Łopato moja, ruszaj' (...)".


Staniewska zasłużenie krytykując dyletanctwo Słomczyńskiego (fragment "Łopato moja, ruszaj" w szczególności poruszył moje serce), wyraźnie chwali przekłady Paszkowskiego, ja jednak mimo wszystko nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jego tłumaczenie nie zawsze oddaje piękno wersów Shakespeare'a, a często język przez niego użyty przywodzi na myśl szlachtę sarmacką niż elżbietańską Anglię.

np.

Lecz starość nie radość, napadłszy znienacka

Zwaliła mnie swoim obuchem;

Znikł kuraż i rezon, i mina junacka:

Ni śladu, żem kiedyś był zuchem.


But age, with his stealing steps,

Hath claw'd me in his clutch,

And hath shipt me intil the land,

As if I had never been such.


Nie muszę chyba dodawać, że pierwszy fragment pochodzi z przekładu Paszkowskiego, a drugi z oryginału.

Poniżej podaję link do artykułu:



Przy okazji odkryłam, że poza przekładami Paszkowskiego mam też w domu dwa tłumaczenia w wykonaniu Słomczyńskiego (Makbet i Wieczór Trzech Króli), więc chyba zabiorę się do czytania:) A przy okazji dowiedziałam się dlaczego dużo toporniej czytało mi się Wieczór w przekładzie, niż w oryginale.

czwartek, 15 kwietnia 2010

Błędy tłumaczeniowe cd.

Jako że oglądałam niedawno New Moon na DVD, pozwolę sobie wytknąć dwa fragmenty, na które szczególnie zwróciłam uwagę pod względem tłumaczenia. Muszę od razu wyjaśnić, że podczas oglądania raczej sporadycznie spoglądam na napisy, więc pewnie co nieco mogło umknąć mojej uwadze. Pominę też mniejsze błędy które pojawiają się jak jeden mąż w każdym filmie.
Jednak jeden fragment był rażący w kwestii merytorycznej. Nawet mniejsza z tym że tłumacz nie przeczytał książki (bo to przecież nie ją miał tłumaczyć, a film -chociaż w tym przypadku przeczytanie oryginału by się przydało); problem polega na tym, iż tłumacz nawet nie przeczytał ze zrozumieniem całego scriptu, który dostał do przetłumaczenia. Przykładem jest scena kiedy Jacob przychodzi do Belli (przez okno) i próbuje ją skłonić żeby domyśliła się kim/czym on jest. Wtedy mówi: "The killer part is that you already know", co zostało przetłumaczone na "Już wiesz, że zabijam" Jest to pozbawione sensu z racji tego, że Jacob nikogo nie zabija, o czym zresztą mówi parę scen dalej ("we're not killing anyone"). Ta kwestia dotyczy tego, iż dobija go, że ona zna jego sekret, tylko jest tego nieświadoma, że opowiadał jej o legendach bla bla bla i liczy, że ona się domyśli, bo on jej tego sekretu zdradzić nie może. Dlatego już lepiej byłoby to przetłumaczyć jako "Najlepsze, że tak naprawdę już wiesz" czy coś w tym stylu.
Druga drażliwa kwestia nie jest już jednak wynikiem winy tłumacza, przynajmniej nie tego od filmu. Chodzi mi o cytat z Shakespeare'a pojawiający się w filmie, którego tłumaczenie zostało zapożyczone z wersji Paszkowskiego. Wiem, że może nie wypada się czepiać jego tłumaczeń, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że fakt, iż Paszkowski "zjadł" jedno słowo z oryginału, psuje efekt (przynajmniej w moim subiektywnym odczuciu), i wyraźnie mi tego słowa brakuje w polskiej wersji. Zwłaszcza że to część mojej ulubionej sceny z "Romeo i Julii" (kiedy Romeo żegna się w grobowcu z ciałem martwej - jak mu się wówczas wydaje -Julii).
Eyes, look your last!
Arms, take your last embrace!
And lips, O you, the doors of breath,
Seal with a righteous kiss
A dateless bargain to engrossing death!
Oczy, spójrzcie po raz ostatni!
Ramiona, po raz ostatni zegnijcie się w uścisk!
A wy, podwoje tchu,
Zapieczętujcie pocałowaniem
Akt sojuszu ze śmiercią na wieczne czasy
mający się zawrzeć.
Po co poprawiać Shakespeare'a? Wiadomo, że drobne zmiany czasem muszą być, ale jak mamy czarno na białym "lips" to po co je wyrzucać? Paszkowski chce tu może sprawdzić nasze rozumienie metafor i stąd te pozostawione same sobie "podwoje tchu" (FYI, Shakespeare i Paszkowski zastosowali tu kenning, średniowieczny środek stylistyczny: połączenie dwóch wyrazów, które miały metaforycznie omawiać konkretne słowo, czyli "podwoje tchu"=usta).
Nie wiem czy nie przydałoby się jakieś nowe tłumaczenie "Romea i Julii", bo porównując ze sobą obie wersje, polska wersja wypada blado.
P.S. Polecam włączenie i oglądnie obu scen jednocześnie - niezłe compare &contrast:)

sobota, 6 marca 2010

Ridiculous translations of movie titles

Zawsze się zastanawiam czym kierują się ludzie, którzy mają przed sobą prosty tytuł do przetłumaczenia, a zmieniają go w jakieś słowne bohomazy.
W rezultacie głupio mi kupić bilet na dany film, bo jego tytuł jest tak niedorzeczny, że nie jest mi w stanie przejść przez usta bez wywoływania odruchu wymiotnego ("Poproszę bilet na 'Wciąż ją kocham'". Blah!).

Nie wiem czy wynika to z jakiegoś poczucia misji, by wyrazić o czym jest film poprzez bardziej opisowy tytuł, czy może z chęci pokazania własnej kreatywności. No idea.

Wśród najnowszych filmów pojawiły się dwa tłumaczenia, które w sposób szczególny przyprawiają o mdłości:
- "Twój na zawsze" - co zapowiadałoby ckliwy melodramat, podczas gdy to film o zbuntowanym chłopaku, złym na cały świat. Owszem, pojawia się wątek romantyczny, ale niekoniecznie przywołujący na myśl ckliwe romanse w stylu "Love story" (tytuł oryginalny to "Remember me");
i
- "Wciąż ją kocham", tu owszem, skojarzenia z typowym wyciskaczem łez będą na miejscu, jednak film traktuje o niuni, której ukochany wyjeżdża na wojnę, a ona pisze do niego listy, stąd tytuł w oryginale brzmi "Dear John".

Innym nowym tytułem, który niedługo wejdzie do nas do kin (chociaż ze sporym opóźnieniem, bo w UK już jest na DVD, ale to żadna nowość) jest "An Education", który u nas pojawi się pod równie enigmatycznym tytułem: "Była sobie dziewczyna". Drogą dedukcji doszłam jednak do tego co tłumacz miał na myśli. Film ten jest bowiem adaptacją powieści Nicka Hornby, autora m.in. "About a boy", przetłumaczonej na (uwaga!uwaga!) "Był sobie chłopiec". Stąd już bardzo krótka droga do zrozumienia tłumaczenia "An Education". W ramach kontynuacji, następne powieści Hornby'go pewnie doczekają się tytułów "Była sobie kaczka" czy "Była sobie kanapka".

Innym tytułem, który mi nie przypadł do gustu, było przetłumaczenie "The other Boleyn girl" na "Kochanice króla". Nie wiem czy to ten seksistowski tytuł tak denerwuje czy to, że kiedy oryginalny tutuł kładzie nacisk na drugą siostrę Boleyn, polski zmienia tą koncepcję poprzez liczbę mnogą. W każdym razie, czy nie lepiej byłoby przetłumaczyć ten tytuł na np. "Druga siostra Boleyn"? Chociaż z drugiej strony polski tytuł sugeruje że w filmie widzowie doczekają się seksu, więc przyciągnie tych, którzy nie wiedzą że Henryk VIII + Boleyn = sex anyway:)

Jednak najbardziej śmieszy mnie tłumaczenie całej serii "Twilight" na język francuski. To jest po prostu nie do pobicia. Część pierwsza ("Twilight", czyli nasz "Zmierzch") nazywa się "Twilight-Chapitre 1: Fascination" ("Fascynacja"), w wyniku czego cała seria Twilight Saga jest nazywana Saga Fascination. Ale na tym nie koniec. Więc mamy:

1cz: "Twilight" ("Zmierzch") - "Fascination" (w całości: "Twilight-Chapitre 1: Fascination")

2cz: "New Moon" ("Księżyc w Nowiu") - "Tentation" , czyli "Pokusa"("Twilight-Chapitre 2: Tentation")

3cz: "Eclipse" ("Zaćmienie") - "Hesitation", czyli "Wachanie" ("Twilight-Chapitre 3: Hesitation")

4cz: "Breaking Dawn" ("Przed Świtem") - "Revelation", czyli "Objawienie/ Ujawnienie" ("Twilight-Chapitre 4: Revelation").

Po prostu fascynujące (pun intended:)).

Czym by jednak było objeżdżanie tytułów filmowych bez klasycznego już przykładu "Die Hard", czyli naszej polskiej "Szklanej pułapki". Tak, to już było, ale usprawiedliwię owe przynudzanie tym, iż zawsze należy nawiązać do klasyki jako punktu odniesienia:) Tłumaczenie owe od razu nam pokazuje, że tłumacz, czy też dystrybutor nie przewidział sequeli. Owszem, polski tytuł bardzo obrazowo odnosi się do wieżowca, tytułowej szklanej pułapki, w której uwięzieni są biedni ludzie, ale także nasz kochany Bruce Willis. No ale niestety, 2ga część "Die Hard"rozgrywa się już w innej, mniej szklanej, scenerii. Muszę jednak przyznać, że tytuł jest ciężki do przetłumaczenia, i gdyby nie fakt, że powstały sequele "Szklana pułapka" byłaby dobrym rozwiązaniem na wybrnięcie z opałów. No bo jak to przetłumaczyć? "Umierać ciężko", "Umierać ostro":), a może "Umierać powoli", zgodnie z jedną z definicji 'die hard': to take a long time in passing out of existence?:) Ja osobiście wolę tłumaczenie die-hard jako uparty, czy zagorzały (które można wywnioskować ze zwrotów typu 'die-hard fans') więc może "Uparty twardziel" albo "Uparty jak Bruce W." hihi:) Nie mam pojęcia. Macie jakieś pomysły czy pozostajemy przy futurystycznie brzmiącym tytule "Szklana pułapka"?

Inne dziwne/idiotyczne/bezsensowne tytuły to:
- "Dirty Dancing" - "Wirujący seks". No comments.

- "Gilmore Girls" - "Kochane kłopoty". czyli moje ulubione tłumaczenie stawiające na dekonstrukcję i próbujący poprzez tytuł przekazać, że owy serial będzie traktował o kłopotach, ktore pomimo całej swej kłopotliwości są jednak kochane:)

- "10 things I hate about you" - "Zakochana złośnica"

- "Reality Bites" - "Orbitowanie bez cukru". WTF? co to w ogóle znaczy? że mamy spodziewać się filmowej wersji "Jettsonów", którzy poszukują cukru, bo do tej pory musieli orbitować bez niego???

- "Three kings" - "Złoto Pustyni". nie wiem czy tłumacz bał się skojarzeń z "Wieczorem trzech króli" Shakespeare'a, którego tytuł notabene w oryginale brzmi "Twelfth Night"

- "Finding Neverland" - "Marzyciel". Ja bym chyba wolała "Szukając Nibylandii", ale powiedzmy, że "Marzyciel" jest całkiem catchy.

- "Prison break" - "Skazany na śmierć". Nie prościej byłoby "Ucieczka z więzienia"? Owszem. oba brzmią kretyńsko (a słowo 'ucieczka' nawiązuje do serii filmów z Kurtem Russellem), ale drugi jest przynajmniej zgodny z oryginałem

"Sex and the city" - "Seks w wielkim mieście". w sumie ten PL tytuł mi nie przeszkadza, chodzi raczej o kwestię merytoryczną. Każdy kto oglądał chociaż kilka odcinków tego serialu wie, że the city, czyli Nowy Jork, to piąta bohaterka tego serialu, stąd 'and' w tytule, sugerujące równowagę pomiedzy miastem i seksem. Jednocześni przyznaję, że "Seks i miasto" nie ma za bardzo sensu, ale dobrze wybrnęli z tego Hiszpanie: "Sexo y Nueva York", czyli "Seks i Nowy Jork", ale jak już mówiłam do "Seksu w wielki mieście" nie mam zastrzeżeń.

Jeśli macie jakieś komentarze czy propozycje to czekam:)

poniedziałek, 1 marca 2010

PL translations suck, czyli słów kilka o kondycji polskich tłumaczeń

Co tu dużo mówić. Nie trzeba być filologiem, by zauważyć wiele rażących błędów tłumaczeniowych podczas każdego seansu kinowego. Po każdym filmie obiecuję sobie, że już nigdy nie spojrzę na napisy filmowe, żeby się niepotrzebnie nie denerwować. Niestety, zboczenie zawodowe filologa wygrywa jednak z instynktem samozachowawczym.
Nie zmienia to faktu, że taki stan rzeczy budzi pytania typu: kto zajmuje się tłumaczeniem napisów do filmu? Czy ta osoba w ogóle obejrzała film, którego tłumaczenia się podjęła? Bo czasami z braku sensu w napisach wynika że niekoniecznie (nie raz zdarzało się, że postać którą tłumacz określał przez pół filmu jako "on" okazywała się kobietą).

Inną kwestią są poważne braki w znajomości języka z którego się tłumaczy i/lub lenistwo tłumacza - bo jak się czegoś nie wie to zazwyczaj można to sprawdzić za pomocą podstawowego narzędzia pracy tłumacza, czyli słownika. Pierwszy przykład jaki przychodzi mi do głowy pochodzi z DVD "Gilmore Girls" (sezon 5 odc.20). Kiedy Rory rozmawia z Loganem o dziennikarskim stażu, Logan mówi:
"Internship rears its ugly head again", gdzie 'rear its ugly head' jest przetłumaczone dosłownie ("staż znów podnosi swój ohydny łeb"), a nie potraktowane jako idiom 'dać o sobie znać (w negatywnym znaczeniu)', co by miało większy sens w tym kontekście ("staż znowu daje o sobie znać").

Z tego samego sezonu "Gilmore Girls" (odc.22) pochodzi podobny przykład. Przez Stars Hollow przejeżdża wyścig kolarski, i najwyraźniej przed jadłodajnią Luke'a jest dziura na drodze, bo każdy przejeżdżający kolarz krzyczy "Big hole!", co wyprowadza Luke'a z równowagi i wyskakuje z kijem baseballowym. Wtedy kolarze zaczynają krzyczeć "Big bat!", co zostało przetłumaczone jako "Wielki nietoperz!". Tak, nawet kilkuletnie dziecko wie, że 'bat' to 'nietoperz', ale tłumacz powinien wiedzieć, iż to słowo oznacza też 'kij baseballowy'.

Podobne błędy występują w książkach, gdzie tłumacze często opuszczają trudniejsze fragmenty lub dodają od siebie całe zdania, których nie było w oryginale.
Przykładem jest tu koszmarne tłumaczenie "Zmierzchu" ("Twilight") Stephenie Meyer, a zwłaszcza pierwszej części sagi, które moim skromnym zdaniem niszczy trochę pierwsze wrażenie. Pamiętam jak czytałam wersję polską pierwszej części i przez pierwsze 100 stron zbierało mi się na wymioty w wyniku przesłodzenia i dziwnych zwrotów używanych przez tłumaczkę. Wiem jednak z doświadczenia, że nie należy judge a book by its translation:), więc przeczytałam też książkę w oryginale. No i rzeczywiście. Zupełnie inaczej się ją czyta. Mam wrażenie, że polska wersja stara się być bardziej teenage-oriented (w oryginale autorka używa trochę bardziej wyszukanego języka), a tłumaczka miała wyraźny problem z nadaniem odpowiedniego charakteru np. staromodnemu językowi głównej postaci męskiej, i często wychodziło to po prostu niezgrabnie (na obronę PL tłumaczki dodam tylko, że po tych pierwszych 100 stronach książkę czyta się już lepiej).

Innym problemem jest pomijanie zdań. Parę razy podczas czytania wersji angielskiej zdarzyło mi się zastanawiać jak bym przetłumaczyła dane zdanie, najczęściej ze względu na jakąś ciekawą strukturę. I kiedy chciałam porównać je z polskim tłumaczeniem, okazywało się, że tego fragmentu brakowało w polskiej wersji.

Kolejną kwestią jest wyrzucanie odniesień kulturowych. Nie wiem czy w przypadku "Zmierzchu" była to decyzja tłumacza czy wydawcy, ale jestem pewna, że wielu czytelników zna "Czarnoksiężnika z krainy Oz" i kojarzy postać Tchórzliwego Lwa (Cowardly Lion), a nawet jeśli nie, to można zrobić przypis dolny, często stosowany w takich sytuacjach. A tak z drugiego rozdziału wycięte zostało zdanie "I made the Cowardly Lion look like terminator". Ok, nie mówię że to zdanie wnosi wiele do książki, czy posuwa akcję do przodu, ale nie każde zdanie w książce ma koniecznie pełnić przełomową funkcję. Z jakiegoś powodu autorka chciała te zdanie w swojej książce, więc czemu go nie zostawić?

Inny przykład pochodzi znowu z "Gilmore Girls" (sezon 5, odc. 22), kiedy Lorelai otrzymuje koszyk z prezentami. W koszyku znajduje się m.in. odmładzające serum do twarzy Lumere, które ona komentuje:

"Apparently you put this on before you get on a plane and by the time you get off you're Dakota Fanning",

co zostało przetłumaczone na:

"Nakładasz przed wejściem do samolotu i gdy wychodzisz masz cerę nastolatki".

Pozbawianie tego serialu odniesień kulturowych jest bezmyślne biorąc pod uwagę, że stanowią one fundament tego serialu i to m.in. im zawdzięcza on swoją popularność. Poza tym Dakota pomimo dopiero co skończonych 16 lat zdążyła już zagrać w ok.30 filmach, więc istnieją spore szanse, że ktoś w Polsce jednak o niej słyszał (Tak, to ta mała dziewczynka z "Wojny Światów").

Ale żeby nie było, że tylko wyżywam się na polskich tłumaczach to muszę przyznać, że od trzeciego tomu sagi "Zmierzch", "Zaćmienia", zauważyłam postęp, a czwarty, "Przed świtem", był w niektórych fragmentach zabawniejszy niż wersja oryginalna, więc może pani tłumacz wyrobiła sobie w międzyczasie poczucie humoru. Lepiej późno niż nigdy.

INTRODUCTION

English Miscellany blog will be devoted to an issue of literary and movies translation, translatory mistakes, but also to funny English words and expressions, interesting book and movie quotes and a whole range of different English-language-world-related stuff. Some posts will be written in Polish, some in English, some in both, hence, the intro in two languages. Feel free to leave comments and suggestions:)

Blog English Miscellany będzie poświęcony kwestiom tłumaczeń literackich i filmowych, błędów tłumaczeniowych, zabawnych słowek i zwrotów, ciekawych cytatów z filmów i książek, jak i wielu różnych zagadnień związanych ze światem języka angielskiego. Niektóre posty będą napisane po polsku, inne po angielsku, a jeszcze inne w obu językach, stąd ten dwujęzyczny wstęp. Będę wdzięczna za komentarze i sugestie:)